Po ponad dekadzie absencji oraz jednym rebootem, który niekoniecznie spotkał się z uznaniem zatwardziałych fanów, Devil May Cry wraca do nas z piątą odsłoną i z miejsca zdobywając serca miliony graczy. Nic dziwnego, slashery to dość wymarły gatunek, a naszego diabła można uznać za jego wizytówkę. Czy powrót się udał?
Za dystrybucję gry w naszym kraju odpowiada CENEGA, także, jeżeli chcecie dołożyć swoją cegiełkę do rozwoju Polskiego rynku gier, to zachęcamy do zakupów za pośrednictwem ich strony!:)
W momencie, gdy siadam do tej recenzji, to dalej nie do końca potrafię określić się z moimi uczuciami co do tej pozycji. Z jednej strony wszystko gra i jest na miejscu, z drugiej nieco jednak bym pozmieniał, a przecież nie mam jakoś zawyżonych standardów i raczej zawsze patrzę na niektóre rzeczy nieco mniej krytycznym okiem, jak większość internautów.
Zacznę od streszczenia fabuły, która rozgrywa się po wydarzeniach z wszystkich poprzednich części cyklu. Gracze niezaznajomieni z historią Syna Spardy, czy Nero, wciąż spokojnie mogą sięgnąć po tę produkcję, gdyż w grze znajduje się specjalny film, który pokrótce omawia całą serię. Ciekawostką jest fakt, że okazuje się, iż akcja DMC4 rozgrywała się jednak po DMC2, nieco dziwne, szczególnie jeżeli weźmiemy pod uwagę zakończenie tej drugiej pozycji.
Tym razem całość rozpoczyna się walką naszych bohaterów z potężnym demonem, który zowie się Urizen. Nie trudno się domyślić, że nie kończy się to dla nich dobrze, gdyż nasz główny antagonista z łatwością unieszkodliwia zarówno Dantego, jak i Nero, zmuszając ich do odwrotu…No przynajmniej tego drugiego, bo Syn Spardy pozostaje w „klifocie”, czyli demonicznym drzewku, coś na wzór Temen-ni-gru z DMC3. Warto dodać, że nasz początkujący łowca demonów stracił swoją demoniczną rękę, jednakże wraz z pomocą nowej przyjaciółki, która ma bzika na punkcie majsterkowania, otrzymuje on specjalną protezę.
Poza naszą nową pani mechanik, poznajemy także tajemniczego V, który posługuje się jakąś magią, a towarzyszą mu dwa demony – gadatliwy szpon i nieodzywający się cień. Jest on także trzecim grywalnym bohaterem, jednakże charakteryzuje się zupełnie odmiennym stylem walki i szczerze? Osobiście zupełnie mi on nie pasuje do klimatu serii, ale o tym potem.
Fabuła nie jest skomplikowana, ba, jest dość przewidywalna i raczej nie ma co oczekiwać większych plot twistów, bo większości powinniście domyślać się na bieżąco, nie jest to jakiś większy minus, wszakże to slasher, jednak osobiście nastawiałem się na nieco więcej, szczególnie jeżeli weźmiemy pod uwagę ile taki Dante już przeszedł. Niemniej historia jest opowiedziana ciekawie i zachęca gracza do pozostania przy konsoli/PC, aby ten poznawał dalsze losy bohaterów. Przerywniki filmowe są świetne, Dante dalej ma w zanadrzu mnóstwo gagów, a Nero w końcu da się lubić! Tak jak w czwórce był smutnym, pretensjonalnym chłopcem, tak tutaj scenarzyści dodali mu jaj, a momentami mam wrażenie, że twórcy wzięli i wcielili Dantego z DmC w nową osobę, ale to jak najbardziej na plus.
Wyżej wspomniałem o klifocie. To właśnie w tej lokacji przyjdzie nam spędzić większość gry, co nie byłoby problemem. To demoniczne drzewo przyrównałem do wieży z DMC3, ale o ile tam lokacje były dość różnorodne i ciekawe, tak tutaj…cóż, jestem w stanie zaryzykować stwierdzeniem, że pod tym względem nigdy nie było tak słabo. Najlepiej wspominam śmiganie po mieście, a w szczególności tę miejscówkę, którą dane nam było ograć w demówce (Nie pamiętam, która to misja, ale jedna z pierwszych). Sam klifot jest po prostu…nijaki. Owszem, pasuje to do klimatu całej historii i w ogóle, ale dosłownie nic nie pozostało w mojej pamięci, nic nie zachwycało oka, a szkoda, bo autorski silnik RE Engine naprawdę daje radę! Gra wygląda ślicznie, a rozgrywka jest mega płynna, bo cały czas utrzymywane jest 60 klatek! (Mówię o wersji konsolowych oczywiście). Bohaterowie nigdy nie byli bardziej realistyczni, co jest zasługą face scanningu. Szkoda, że niestety lokacje, choć ozdobione w dobrą grafikę, nie zachwycają.
Trochę pomarudziłem, więc dla kontrastu teraz nieco pochwał, a te zdecydowanie należą się systemowi walki, gdyż sieczka jest niesamowita! Rozprawianie się z hordami demonów nigdy nie było tak satysfakcjonujące. Wymienne protezy Nero to strzał w dziesiątkę. Otrzymujemy w ten sposób możliwość kreacji jeszcze większej liczby efekciarskich combosów, gdyż każda z protez ma nieco inne zastosowanie. Jeżeli chodzi o Dantego, to ponownie przełączamy się pomiędzy czterema stylami, a w jego standardowy arsenał wchodzi klasyczny miecz Rebelion i pistolety Ebony&Ivory. Do tego posiadamy jeszcze shotguna kojota i rękawice/”buty” Balroga, w teorii nową broń, a w praktyce to to samo co Gilgamesh lub Beowulf. W późniejszych etapach otrzymujemy kolejne to bronie, ale osobiście brakowało mi nieco większej różnorodności, gdyż za dużo tu „powracających” narzędzi rzezi. Niemniej jest w czym przebierać, a to przekłada się na nieskończone możliwości na polu bitwy.
No i tak jak przy tej dwójce bawiłem się świetnie, tak do V przekonać się nie mogę. Cała rozgrywka nim polega na wydawaniu rozkazów swoim demonom, czasem przyzywaniem wielkiego golema, dobijaniem przeciwników laską oraz czytaniem książki, aby przywracać sobie devil breakera. Chociaż na ekranie potrafi dziać się sporo, to walki z jego udziałem wydają się powolne, ślamazarne, co nie do końca pasuje mi do klimatu serii.
Kolejnym elementem, do którego mógłbym się przyczepić, to…Soundtrack! Nie zrozumcie mnie źle, bo jest on na dobrym poziomie i również pasuje do całości produkcji, ale ponownie…żaden utwór nie pozostaje mi w pamięci i nie sprawia, że odpalam czasami tracklistę na youtube, a uwierzcie mi, dość często ma to miejsce w przypadku poprzednich części.
Dlatego na samym wstępie napisałem, że nie do końca potrafię się określić z uczuciami co do tej produkcji. Z jednej strony nie wszystko gra, a z drugiej, to jednak jakimś sposobem przechodzę tę grę po raz trzeci i nie zapowiada się, abym na tym skończył. Z wielką chęcią chwytam po pada i wracam siekać kolejne hordy demonów, klepiąc coraz to nowe combosy, także co by tu nie mówić, najnowsze DMC odwala kawał dobrej roboty, bo nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałem ochotę ogrywać kilkakrotnie. Żeby tego było mało, to w ostatnim patchu dodano klasyczny tryb krwawego pałacu, który jeszcze bardziej wydłuża rozgrywkę i przetrzymuje gracza przy tej pozycji.
Niestety, nic nie znaleziono. Może spróbuj innej frazy?
Om nom nom...
Któż nie lubi ciasteczek? Cóż, całkiem sporo ludzi... W każdym razie, nasza strona wykorzystuje cookies.
Kiedy 4GEEK (to my!) zbiera informacje o Tobie, nasza Polityka Prywatności opisuje jak przetwarzamy te informacje.
No więc tak, ale właściwie to nie
Brakuje JS...
Ta strona nie działa bez JavaScript. I don't know how to help you with that, maybe try to figure out how to turn it on